Z Tomaszem Porębą, posłem Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego rozmawia, Mariusz Kamieniecki
Jakie szanse obecnie ma Donald Tusk, żeby zostać szefem Komisji Europejskiej?
– Donald Tusk jest wymieniany w dość szerokim gronie kandydatów na szefa Komisji Europejskiej. Jest wśród nich obecny przewodniczący José Manuel Barroso, który może chcieć pozostać na tym stanowisku na trzecią już kadencję, mówi się też o komisarzach UE Viviane Reding i Michelu Barnierze czy premierze Szwecji Fredriku Reinfeldzie. Trudno więc powiedzieć, że Donald Tusk jest zdecydowanym faworytem, co tak ochoczo obwieszczają niektóre polskie media.
Na czyje poparcie może liczyć Tusk?
– Myślę, że jeszcze za wcześnie na takie prognozy. Zwłaszcza że najbliższy rok jest w wielu państwach, m.in. w Niemczech, rokiem wyborczym. Być może Tusk mógłby liczyć na poparcie największych krajów – przykład prezydencji, podczas której nie podjęto żadnej strategii, dowiódł, że nie walcząc o interesy własnego kraju, można wygrać nagrodę w Europie.
Czy są to realne szanse, czy tylko ambicje polityka, który za wszelką cenę chce błysnąć na międzynarodowej arenie?
– Nie błysnąć, ale bardziej pasuje tu określenie „prysnąć”. Po 6 latach fatalnych rządów intratna posada w strukturach Unii Europejskiej byłaby wygodną formą ucieczki i uniknięcia odpowiedzialności. Przy okazji Donald Tusk nie omieszkałby przedstawić tego wyboru jako ogromnego wizerunkowego sukcesu i nagrody za „ciężką pracę” na stanowisku premiera. Pracę, której efektów nie widać, bo nie ma obszaru życia w Polsce, o którym można by powiedzieć, że nastąpiła poprawa.
Przykład Tomasza Arabskiego, którego mimo poważnych wątpliwości związanych z jego rolą w organizowaniu wizyty prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Katyniu udało się wysłać na placówkę dyplomatyczną do Madrytu, jest niewątpliwie zachętą do kolejnych, podobnych prób ucieczki. Samo ciśnie się na usta porównanie do tonącego okrętu… Natomiast szanse objęcia stanowiska szefa Komisji Europejskiej przez Donalda Tuska uważam za niewielkie.
Czym Donald Tusk, którego notowania w Polsce – o czym Pan zresztą wspomniał – są coraz niższe, przekonuje do siebie zagranicznych partnerów?
– Już od dłuższego czasu widać, że Donald Tusk w imię partykularnych interesów i zaskarbienia sobie sympatii Angeli Merkel podejmuje decyzje, które dla Polski będą brzemienne w skutkach. Tak było w wypadku paktu fiskalnego, zgody na budowę gazociągu Nord Stream, który zablokuje rejsy do Świnoujścia statkom o dużym zanurzeniu, czy chociażby ostatnich negocjacji budżetowych, które utrwaliły dyskryminację polskich rolników w UE. I tak, podczas gdy krajowe sondaże pokazują coraz słabsze poparcie dla Donalda Tuska, za granicą otrzymuje on kolejne nagrody za swą proeuropejską, ale bardziej pasuje tu określenie: uległą, postawę.
Zatem jaka może być cena tego urzędu dla Polski i Polaków?
– Wysoka, wynikająca przede wszystkim ze zobowiązań, które przyjął na siebie Donald Tusk, jak np. pakt fiskalny, który dla Polski może oznaczać znaczną podwyżkę podatku CIT czy ogromne kary finansowe w związku z nieprzestrzeganiem tzw. złotej reguły. Prawo i Sprawiedliwość zaskarżyło pakt fiskalny do Trybunału Konstytucyjnego. Mam nadzieję, że Trybunał powstrzyma te szkodliwe dla Polski przepisy. Nie bez znaczenia jest także nagły „liberalny” zwrot premiera, który forsując coraz śmielsze propozycje zmian w kwestiach obyczajowych, dowodzi, że jest wystarczająco „europejski” w rozumieniu zachodnich elit. Odbywa się to oczywiście kosztem tradycyjnej rodziny i osób, które są przeciwne wkraczaniu państwa w sferę moralności publicznej.
Czy, o ile do takiego wyboru doszłoby, Donald Tusk będzie silnym politykiem UE? Czy może listkiem figowym, który ma przykryć coraz bardziej słabnącą pozycję wspólnoty…?
– Rozmawiamy czysto hipotetycznie. Osobiście oceniam szanse Donalda Tuska jako niewielkie, ale jeśliby się okazało, że dostałby propozycję objęcia funkcji szefa KE, to biorąc pod uwagę jego dotychczasowy sposób działania, trudno spodziewać się po nim prowadzenia samodzielnej polityki. Jego ewentualny wybór z dużym prawdopodobieństwem byłby wykorzystywany przez państwa sprawujące faktyczną władzę w UE, w szczególności przez Niemcy, jako dowód, że akceptacja proponowanego w Berlinie i Paryżu kierunku rozwoju Wspólnoty jest środkiem do sprawowania w jej strukturach kluczowych funkcji. Oczywiście realna pozycja Donalda Tuska byłaby bardzo słaba, w pełni uzależniona od decyzji, które będą zapadać poza Brukselą. Zdecydowanie byłaby to rola listka figowego, chociaż nie wyobrażam sobie, żeby Donald Tusk na długo zasłonił nim problemy, z jakimi boryka się Wspólnota.
Czy taki ewentualny wybór świadczyłby o silnej UE, czy wręcz przeciwnie, o jej słabości?
– UE, podobnie jak cała idea integracji, przeżywa obecnie kryzys. Są dwie drogi naprawy: albo popierana przez Donalda Tuska idea superpaństwa, albo powrót do korzeni – przede wszystkim korzeni chrześcijańskich, na których wyrosła Wspólnota stworzona przez Roberta Schumana, dziś kandydata na ołtarze. Wolny handel, przepływ kapitału i usług, poszanowanie ojczyzn plus spoiwo, jakim powinny być wartości chrześcijańskie – bez tych kluczowych elementów nie będzie silnej Unii Europejskiej.
Dziękuję za rozmowę.